Jestem w szoku o.o! Cztery strony mi wyszły…!!
·
Skylar: Wiesz, ja potrafię^^. Wystarczy zmienić
trochę charakter danej postaci, zostawiając te podstawowe. Jak np.: Dobroć dla osób
trzecich. Ogólnie Adam ma dobre usposobienie, ale nie pokazuje tego, do czasu ;)…
Zresztą zobaczysz, jak bardzo diametralnie zmieni się jego zachowanie w
następnym rozdziale ;)).
·
Kuroneko_Glambert: Cieszę, że Ci się podoba
;)…
·
Żona Madary: W ostatniej chwili Haha!!
^^!
Liczę jak zwykle na krytykę ;)!
o
Pytanie, chcielibyście może drugą Serie
tego opowiadania…?!
Rozdział: 12.
Adam
postanowił nie czekać ani chwili dłużej. Po prostu musiał opuścić swoje biuro,
aby jak najszybciej uwolnić swojego kotołaka.
Wściekły udał się do swojej limuzyny po chwili wsiadając
do niej. Od czuł dziwne uczucie. Adam zmarszczył brwi. Bał się tego, co rodziło
się w jego sercu. Nigdy nie był zakochany. Nigdy Nie chciał być zakochany, nie mógł
być zakochany. W końcu jest byłym mafiosem, kurwa mać! A jednak…. Strach i
miłość, przedarły się przez jego serce.
Głowa Adama zaczęła robić
się z wolna ciężka i opadać na szybę samochodu. Był cholernie zmęczony, tym
wszystkim. Po chwili Adam zasnął, a jego sny zostały ukierunkowane w stronę
blondyna o brązowych oczach.
***
Szofer obudził go dopiero,
gdy dojechali do posiadłości Lamberta. Adam wysiadł z samochodu i ruszył w
kierunku domu. Po chwili spostrzegł, jaka cisza nastała po tym, gdy tylko jego
kroki przekroczyły próg miejsca przeznaczenia. Piątka niewolników stojących
przed nim była śmiertelnie przerażona.
- P-Panie…
– Zaczął jeden z nich, ale Adam mu przerwał.
- Wiem.
Ale nie winię was… Spakujcie mnie. Jak tylko wrócę to wyjeżdżamy na wakacje. – Postanowił
zabrać również „niewolników”. – Ale to, jak wrócę… – Nie miał czasu na
wyjaśnienia. Poszedł do swojego gabinetu, obserwując spojrzenia. Cała piątka gapiła
się na niego z jawnym szokiem. Ich pan nigdy by nie wziął winy na siebie!
Adam nie miał czasu pieprzyć
się teraz ze swoimi „pracownikami”, tłumacząc im, co zaszło w gabinecie. Westchnął
i wszedł do biura. Otworzył szufladę i sięgnął po jeden z sześciu kluczy
spoczywających tam. Za pomocą ów przedmiotu, czarnowłosy otworzył jedną ze
starych ksiąg, które miały do tego miejsce przeznaczone, a była to dziurkę od klucza,
znajdującą się na okładce. System zabezpieczeń kliknął raz, a później rozchylił
swoje wrota. Adam wszedł do środka. Światła natychmiastowo zapaliły się rażąc
mężczyznę przez kilka sekund swoją bielą
Adam
postanowił się nie cackać z tym gnojem o imieniu Justin Bieber. Adam znał go. Lubił
sobie ostro przegiąć, zadłużyć się czy nawet udawać na scenie rzeczy, które,
kurwa mać nie były ni krzty prawdziwe.
Rozjebać mu łeb na
kawałki to po pierwsze, potem swobodnie wyjść, jakby nic się nie stało, zaraz
po tym, gdy tylko zostanie sam, na tym pieprzonym balkonie. Adam miał zajebisty
plan. Zadanie było proste, do wykonania, ale czy możliwe?
Czarnowłosy tego nie
wiedział. Właściwie to nikt tego nie wiedział. Czym on; Adam Lambert, jeden z
byłych mafiosów sobie zasłużył na coś takiego? Błękitnooki wiedział, że ta
cholerna przeszłość wróci zanim i uderzy w najczulszy jego punkt… Mężczyzna rozejrzał
się. Nie miał tu za dużo broni. Przysunął, więc palcem po skanerze, którym
okazał się być po prostu zwykły, czerwony guzik. Na podjazd wyjechało kilka set rodzajów broni.
Zaczynając od ampułek z lekami wolno zabijającymi, poprzez różnego rodzaju
bronie białe, toporki (Jakbyś się na sabat czarownic wybierał o.o,
ale nie po to, aby czarować tylko po to by je zabić! xD Wybaczcie musiałam,
haha.. Dop. Aut.,) czy innych tego typu pierdołach, kończąc na różnych
kalibrach broni czarnych.
Adam wziął jedną
najbardziej z popularnych broni w Stanach. Była to Beretta M92FS
+ do tego wziął tłumik, aby stłumić odgłos wystrzału i biały proszek. W ten
sposób wiedział, że nawet, jeśli nie trafi, będzie miał drugą szansę, co w jego
przypadku było raczej nie możliwe! Adam miał sokole oko, i strzelał, czy to z
łuku, czy to z pistoletu, do swoich ofiar.
Jeżeli chodzi o władzę,
to, można by powiedzieć, że jeżeli by go złapali, to dwa dni później by go
puścili. Poza tym i tak planował, uciec na kilka lat i zaszyć się gdzieś… Kiedyś
kupił sobie i swojemu bratu – od tak ze zwykłych nudów – domek wczasowy na
jakiejś wyspie, której nawet nazwy nie pamiętał. Jego uśmiech poszerzył się,
gdy tylko sobie wyobraził swojego kotołaka w wodzie, całego umorusanego w
paskiem… Mmm…
Wyszedł ze składzika z bronią
i ruszył swojego garażu by móc wziąć auto.
***
Adam wysiadł z
samochodu. Jego buty miarowo uderzały o bruk. Nikt się nie spodziewał tego, co
ma się zaraz stać. W willi, Justina Biebera właśnie trwała jakaś impreza, co
ułatwiło mu zadanie. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. Miał przy sobie trochę
cyjanku, a wymieszany z kokainą dawał niezłego kopa. Adam uśmiechnął się
przyjaźnie, do kilku ochroniarzy, całujących się z jakimiś laskami. Justin
Bieber, bawił się właśnie z jakąś dziewczyną. Adam miał to najwyraźniej w
dupie.
-
Zamawiałeś?!! – Próbował przekrzyczeć muzykę, wyciągając prochy.
- Tak!
Chodź! Zapłacę Ci!! – Wrzasnął jasnowłosy i wyciągnął czarnowłosego z tłumu.
Adam się zaśmiał pod nosem. Sam nie wierzył w to, jakie miał szczęście. Weszli
do jakiegoś pomieszczenia. Chłopak ledwo stał na nogach.
Jeden strzał. Wystarczyłby
jeden strzał i chłopak leżałby na ziemi trzymając się za gardło i krwawiąc, błagałby
go by przestał! Ale Adam uwielbiał to uczucie, które go owładało! Kochał
obserwować, gdy ktoś kona w bólach! Czuł się w tedy jak artysta, a ciało było
jego płótnem… Lubił patrzeć w oczy! Te były najpiękniejsze, zawsze!. Justin
odpalił fajkę zaciągając się nią mocno.
- Może
wyjdziemy na balkon? – Zasugerował spokojnie Adam zostawiając towar na stole.
Justin skinął głową i wyszedł. Adam wysunął z rękawa strzykawkę z niebieskim
płynem. Wyszli na balkon.
- Więc,
o co cho… – Nie dokończył. Został powalony przez igłę, która wbiła mu się w
ramie. Chłopak wrzasnął, ale spluwa Adama po prostu i całkiem dosłownie zatkała
mu usta.
- Nie bój się… Będę Cię mordował powoli…
– Zachichotał cicho. – Za chwilę poczujesz silne podniecenie.
- Viagra…
- Dokładnie. – Adam zgasił papierosa
butem. Chłopak jęknął cicho i skulił się mocno. Czuł jak powoli zaczyna mu
stawać. Krew odpłynęła mu z twarzy, gdy Adam, bezceremonialnie pchnął butem go w
taki sposób, aby mógł się pochylić nad nim i strzelić ze swojej ulubionej broni
prosto w szyję. W ten sposób, że Bieber odczuje ból i dodatkowo będzie umierał
bardzo długo. Jego broń przesunęła się po jego szczęce. Adam miał psychozę w
oczach! Po chwili do tego doszedł głośny śmiech. Justinowi zaczęła lać się od
tego cholernego podniecenia ślina. – Jesteś naprawdę uroczy, taki podniecony… Hmm…
Może Cię tak zostawię, ktoś tutaj przyjdzie i zrobi, z tobą, co zechce? – Chłodny
śmiech, przeszył uszy gnojka. – Albo nie… – Szepnął i strzelił w dwa miejsca,
przez co chłopak wpierw chciał krzyczeć, ale uniemożliwiła mu to kulka, w która
zadała mu cios w struny głosowe. Drugie miejsce było między jego nogami. Tak…
Oberwał w przyrodzenie! – I to było by na tyle… – Rzucił pogardliwie, w
kierunku Justina.
Kaskada czerwonej krwi
wylała się potokiem z przestrzelonego gardła i tak samo było z penisem. Oj! To
straszne! Będzie zdychał przez kilka następnych godzin. Adam zrobił fotkę umierającemu
w bólach chłopakowi i wyszedł z balkonu. Rzucając mu jeszcze jeden strzał na
odchodne, od tak prosto w serce. By się jednak nie męczył. Poza tym w każdej
chwili mógł, ktoś go uratować.
Schował broń i wyszedł tylnej kieszeni spodni wyjściem, nie dotykając niczego. Tak… Wszystkie drzwi były albo wyjęte, albo wyłamane…
Tego nie wiedział, ale i tak miał pewność, że wszyscy na tej imprezie zdechną. Jeden,
po drugim. Wystarczyła naprawdę niewielka dawka, tego białego proszku, a wszyscy
ludzie znajdujący się na imprezie, zostaną zabici. Ten proch jest niewykrywalny
i zabija on w przeciągu jednego miesiąca. Będzie to wyglądać jak krwawa
gorączka. Adam wiedział to. Sam stworzył te mieszankę. Nie była ona jednak
zaraźliwa.
Nikt go nie widział. Jego
spokojne kroki odbiły się głuchym echem w salonie, gdy go opuszczał…
Jadę
po ciebie Tommy…
***
Bill, cały zadrżał.
Rozchylał usta, co chwila. Adam był wściekły. Miał minę pod tytułem. „zaraz z gniesz”.
Nagle na Adama rzuciła się kupka „nieszczęścia”, zwana Tommym. Adam puścił
gardło mężczyzny i uśmiechnął się czule do blondyneczka.
- Idź
do samochodu, ja muszę tutaj, coś załatwić… – Uśmiechnął się lekko stronę
kotołaka. Chłopak spojrzał to na niego, to na Billa. On chyba nie chce go zabić…?! Przemknęło przez myśli chłopaka. Adam
miał furię w oczach, wpatrując się w Billa.
- Nie
rób mu krzywdy… – Sam nie wiedział, kiedy to zdanie wyszło z jego ust. Oczy
obojga mężczyzn otwarły się szeroko, ze zdziwienia.
…******…
![]() |
Tutaj wygląda jak mafios, a bynajmniej według mnie ^^.. |
Adam zakochał się w Tommym? To słodkie <3 tak, wiem, jestem beznadziejna XD Ale on jest okrutny, tak się znęcać nad kimś, kogo w dodatku zabija... XD
OdpowiedzUsuńW tym zdaniu "Zaczynając od ampułek z lekami wolno zabijającymi, poprzez różnego rodzaju bronie białe, toporkach czy innych tego typu pierdołach, kończąc na różnych kalibrach broni czarnych." chyba powinno być "toporki", bo wcześniej jest "poprzez".
Każesz mi czekać dwa tygodnie? Niedobra jesteś XD
Lofffciam *_*!
OdpowiedzUsuń